poniedziałek, 20 maja 2013

Zaskakujący poranek

Poranek był zaskakujący....
Szef, już po porannym prysznicu, zastał mnie wylegującą się jeszcze w łóżku. w promieniach słońca, bo okno od wschodu. Całusy o piątej rano zachęcają raczej do mocniejszego wtulenia się w poduszki i w Szefa. No ale cóż... Mus to mus. Wstałam, troszkę za późno. 
Zerknęłam na zegarek, właśnie odjeżdżał nasz ulubiony pociąg.
Po weekendzie i zapomnianym święcie, lodówka był niemal pusta. Śniadanie udało się zrobić tylko dla córki.
Uprasowałam sukienkę.Poranna toaleta. 
Nie wiem czy był jakiś skok w czasoprzestrzeni, bo jak stanęłam w drzwiach gotowa do wyjścia to zorientowałam się, że nie zdążymy na drugi ulubiony pociąg i w sumie ostatni.

Ulubione pociągi wyróżniają się tym, że jedzie się nimi do pracy tylko z jedną przesiadką do tramwaju i to na siedząco. Jazda pozostałymi pociągami, wiąże się z jeszcze minimum dwoma przesiadkami do innych środków komunikacji miejskiej.

Jak się okazało, na skutek budowy tunelu w okolicy oraz faktu, że maturzyści już pozdawali egzaminy i w związku z tym jeździ pociągami mniej pasażerów, funkcjonuje nowy rozkład jazdy ( nowy raz na miesiąc, poza tunelem, okoliczności towarzyszące zawsze inne ).
Nowy rozkład jazdy poinformował nas, że połączenie z jedną przesiadką oferują już tylko dwa pociągi z pięciu, na szczęście akurat te nasze ulubione, które w dniu dzisiejszym i tak już sobie pojechały.
Pozostałe kursy też mocno okrojone. Między godziną piątą a szóstą czas oczekiwania na pociąg to zamiast 15 minut jak do tej pory - pół godziny. 
Na szczęście weszliśmy na peron kilkanaście minut przed odjazdem pociągu. 
Na szczęście to wcale nie jest przesada.
Dopadła nas chmara maleńkich muszek. Sprawiały wrażenie męczących, ale w ciągu pierwszej minuty okazało się że są również gryzące. Zanim wsiedliśmy do pociągu, byliśmy pokąsani w każdy odkryty kawałek ciała. Miejsca ugryzień puchły. Po kilku minutach wszystkie ugryzione miejsca swędziały niewyobrażalnie. Szef takie rzeczy znosi dzielnie kierując się zasadą, ze im się więcej na to zwraca uwagę i drapie tym bardziej swędzi. Ja się drapałam...

W Warszawie powitała nas piękna pogoda, szybko podjechał odpowiedni autobus, swędzenie było do zaakceptowania. Przypomniałam sobie że mam kupony promocyjne na poranną kawkę i kanapkę i ciasteczko. Byliśmy już głodni i trochę zniechęceni porankiem. Perspektywa zjedzenia świeżutkiej kanapeczki i wypicia gorącej energetycznej kawy była bardzo kusząca. 
Złożyliśmy zamówienie i przy płaceniu okazało się, że ekspres do kawy... nie działa. Smaczna kanapka nie poprawiła nam nastroju.
W tramwaju wiało chłodem. W zaprzyjaźnionym sklepiku kupiliśmy coś na śniadanie. Policzyli nam drożej niż zazwyczaj, ale rozgoryczenie wzięło górę i nie chciało nam się kłócić o kilka złotych.
Kawa w pracy i miła rozmowa z przyjacielem sprawiła że dzień znowu nabrał kolorów.

A teraz leje, a parasolka w domu, bo rano pięknie było  i słonecznie.... 

Ha, właśnie dostałam miłą informację :) pojedziemy samochodem. z miłą koleżanką :)