czwartek, 3 października 2013

Oblicza szczęścia

Ostatnio odeszła bliska mi osoba. Odeszła, zmarła...
Pogrzeb i konsolacja, wspominanie bliskiego nam człowieka.
Spotkania z osobami, które zazwyczaj spotyka się tylko na pogrzebach i weselach. Jedno z nich uświadomiło mi jak różny wymiar ma dla każdego z nas szczęście. Jak każdy z nas inaczej je czuje, dla każdego z nas szczęście jest czymś innym. Nawet to co dla jednych jest przyczyną rozpaczy dla innych może mieć zupełnie inny wymiar.

Jeszcze inaczej...

kiedy byłam małą dziewczynką wydawało mi się, że szczęście ma jeden wymiar. Że są jakieś reguły, wyznaczniki, których realizacja zapewnia nam szczęśliwość.

pewnego dnia zauważyłam, że mieszkanko, samochodzik, dwoje dzieci, niedziele u dziadków i wakacje nad morzem to nie jest ścieżka, która wszystkim odpowiada. Że są ludzie, którzy chcą żyć po swojemu, całkiem inaczej, nawet samotnie, że stabilizacja odziera ich ze szczęścia.

długo wydawało mi się, że małżeństwo to jeden organizm, że oboje powinni być szczęśliwi z tych samych powodów, powinni mieć te same plany i marzenia.
stopniowo do mnie dotarło, ze nieraz pogoń za wspólnymi marzeniami oznacza rezygnację z własnych, a nasze szczęście zaczyna prześlizgiwać się między palcami.
zrozumiałam, że każdy musi znaleźć własną drogę między szczęściem bliskich, a szczęściem swoim.

Niedawno zdałam sobie sprawę, że cierpienie jednego człowieka, dla drugiego ma zupełnie inny wymiar, w cierpieniu bliźniego można dostrzec nadzieję, której nam już brakuje.

Taka historia


Młoda dziewczyna rodzi dziecko - córkę. Po kilku latach na świat przychodzi kolejne - synek, ale umiera w pierwszym dniu życia. Jest rozpacz i nieszczęście ale i szczęście z dojrzewania starszego.

Po kilkunastu latach historia zatacza koło. Córka tej kobiety rodzi syna mając niespełna osiemnaście lat. Jest styczeń. W grudniu rodzi drugiego syna.

Dwadzieścia kilka lat później młodszy syn ginie w wypadku samochodowym, Zabija go pędzący na czołowe zderzenie pijany człowiek. Kobieta straciła syna, jak jej matka, choć w nieszczęściu miała szczęście, że była z nim dwadzieścia kilka lat a nie jeden dzień.

Babcia z mamą pochowały wnuka i syna.

Jakiś czas później babcia spotkała się ze swoją koleżanką. Jest już gotowa aby opowiedzieć o swoim cierpieniu, o bólu swojej córki, drugiego wnuka....
Koleżanka dzieli z nią te smutne chwile. Okazuje dużo wsparcia i zrozumienia. Pod koniec spotkania podzieliła się swoja rozpaczą: " Ty mimo wszystko jesteś szczęśliwa, masz córkę, wnuka i niedługo urodzi Ci się prawnuczek. Ja mam jednego syna. Jest niepełnosprawny. W zdrowym, młodym przystojnym ciele mieszka dusza siedmiolatka. On nigdy nie założy rodziny, ja nie będę tuliła wnuków, ani prawnuków. On nigdy nie będzie miał innych marzeń, osiągnięć jak te, które są właściwe dziecku. Jedyną pociechą dla mnie jest to, że może w swoim świecie dzięki moim staraniom, jest szczęśliwy..."

Są dni, kiedy jest mi bardzo źle, łapię totalnego doła. Wszystkim się zamartwiam, mam ataki paniki.

Kiedy nadchodzi noc i moja córka śpi w swoim łóżku, taka ciepła i pachnąca.... Patrzę na nią.... Kilka minut, czasem kilkanaście. Siadam na dywaniku koło łóżka, albo tulę się do niej.
Jest zdrowa, mądra, ładna. Ma warunki aby się rozwijać. Ma dookoła  siebie kochających ludzi.

Wtedy dociera do mnie jak bardzo jestem szczęśliwa. Wszystkie troski bledną.

Wiem, że pokonam każdą trudność. Jedyną rzeczą która mogła by mnie pokonać to cierpienie mojego dziecka.

Ile twarzy ma szczęście....