środa, 4 listopada 2015

Jesień

Jesień przychodzi w dniu urodzin mojej babci.
Jesień przychodzi dzień przed moimi urodzinami.
Jesień jest zachwycająca.
Muska moje ciało odrobiną słońca, bawi się kolorami. Drzewa przywdziewają nowe szatki w moich ulubionych kolorach. Tu troszkę żółci, tam cień czerwieni, gdzie indziej pyszni się pomarańcz.
Zbieram kasztany. Uwielbiam ich barwę, dotyk niemal jedwabnej skórki. Trzymam je w dłoniach jak talizman.
Brodzę w liściach, które szeleszcząco przesypują mi się nad butami.
Delikatne krople deszczu pieszczą moje poliki i usta.

Jesień przyszła, omamiła mnie kolorami, nasypała do kieszeni kasztanów, kazała podziwiać ich gładkość. Zapraszała do spacerów trawnikami szeleszczącymi liśćmi. Dotykała mojej twarzy słonecznymi palcami i zraszała ją kroplami.

Jesień hochsztaplerka...
Któregoś dnia zakryła słońce szarymi, gęstymi chmurami, pozmywała barwy z drzew, szeleszczące liście przemieniła w buroszare szczątki. Już nie muska kropelkami tylko siecze deszczem prosto w oczy, wciska zimny wiatr pod każdy skrawek ubrania i otula nim moje ciało. Nawet kasztany pleśnieją w wazonie.



wpis do jesiennego wyzwania blogowego


wtorek, 3 listopada 2015

Wszystko jest, ale jakby nie było

W tym roku kwaterę na wakacje znalazłam dosłownie w ostatniej chwili. Spośród tych co mi się podobały odrzuciłam te przekraczające nasz budżet. A kiedy znalazłam już tą idealną, okazało się, że albo będziemy tłoczyć się w cztery osoby w dwójce, albo wynajmiemy dwie dwójki, co oznacza, że ktoś z nas będzie spędzał noce samotnie. Żal mi było bardzo, bo właścicielka niesamowita. Ciepła osoba, starająca się zapewnić klientowi maksimum wygód i jak najbardziej ułatwić mu życie. Do dyspozycji była pralka, deska do prasowania, żelazko, aneks kuchenny. Dla rodzin z małymi dziećmi łóżeczko turystyczne. Pani była skłonna popytać wśród znajomych o wózek, żebyśmy nie musieli swojego wozić. W standardzie miała nawet ręczniki dla klientów, bo sporo ważą i zajmują dużo miejsca w bagażu, jak nam wytłumaczyła. Ja bym nie skorzystała, bo ręcznik to jednak rzecz intymna, ale doceniam jej dobre chęci. Cena i zdjęcia obiektu były jeszcze bardziej zachęcające, ale nie chcieliśmy wakacji spędzać w osobnych pokojach. A wakacje sapo to aby pobyć razem. Zapisałam jednak sobie adres internetowy w zakładkach na następne wakacje, a my suma summarum wylądowaliśmy w domku w którym wszystko było, tylko co z tego...

Galeria pokoi do wynajęcia na ulicy Portowców w Gdańsku Brzeźnie nie przedstawiała się imponująco, ale nie była też odpychająca, cena zachęcająca. Atut - bardzo blisko morza, kilka minut na piechotę. Myślę, że jak ktoś uparłby się i zabrał ze sobą pokaźny plażowy bagaż doczłapałby się z tym wszystkim w kwadrans.
A co do samej kwatery...
Każdy kolejny krok weryfikował internetowe ogłoszenie. A z niego, oraz z przeprowadzonej rozmowy telefonicznej wynikało że:
1. Osobne wejście z podwórka, ławeczka i stolik przed domkiem tylko do naszego użytku, na tyłach domu ogródek wyposażony w meble ogrodowe i grill.
Stan po weryfikacji - owszem osobne wejście jest, zamiast podwórka betonowy podjazd dwa na dwa, stolik i ławeczka są -  brudne niemiłosiernie ustawione na tym skrawku betonu. Ten fragment budynku znajduje się na wprost bramy i mam wrażenie, że tymczasowo nasz pokój był kiedyś garażem.
Ogród z tyłu - jest, a w zasadzie to niekoszony trawnik za domem. Stoi tam kilka plastikowych krzeseł i stół równie czyste, jak nasza ławka przed wejściem do pokoju.
Grill - jest, a nawet kilka, małe, niestabilne, niekompletne od dawna nie czyszczone.
Dróżka do tego " ogrodu " prowadzi wzdłuż domu, jest wąska, wyskubana, a idąc nią można obejrzeć różne rzeczy których właściciele pozbyli się z domu, na przykład bardziej zepsuty grill, stare duże akwarium, fragmenty tafli szkła. Zresztą drobinki szkła leżą na całej ścieżce, podejrzewam, że w trawie w " ogrodzie " też się kryją różne niespodzianki.
Nie miałam zatem możliwości wypuszczenia rocznego dziecka ani przed ani za domkiem. Nie było możliwości rozłożenia leżaka ( sorry, jakiego leżaka ) czy koca w tak zwanym ogródku.
To, że nie ma piaskownicy ( mogły by sikać do niej koty, a idea pokrywy była pani jakby obca ) i zabawek ogrodowych ustaliłam jeszcze przed przyjazdem, telefonicznie.
2. W rozmowie telefonicznej właścicielka zapewniła mnie że pralka jest, że można z niej skorzystać, może nie w opcji codziennego prania, ale w razie potrzeby raz czy dwa nie ma problemu. Są żelazka i suszarki do wieszania prania.
Stan po weryfikacji - pralka jest, ale jak się okazało, najprawdopodobniej przecieka, na pewno przy programach dłuższych niż 15 minut. Szufladki do wsypywania proszku brudne i oblepione szaro - zieloną mazią, podobnie jak okolice bębna. Pralka chyba nie była myta od nowości.
Deska do prasowania jest - chybotliwa, żelazka prasują, za to kontakt wisi niemalże na kablach, na zewnątrz i czasem iskrzy.
Suszarki do wieszania prania - są, nawet kilka, tylko jedna jest w miarę stabilna i kompletna i nadaje się do powieszenia na niej czegokolwiek, a lokatorów na bieżąco około dwudziestu.
Aneks kuchenny - wszystko ok, może brak tylko ostrych noży do pieczywa. To znaczy noże są, tylko tępe i zluzowane w oprawkach.
Łazienki - ok, wyjątek stanowił brodzik w łazience na parterze, zawsze był zapchany, właścicielka przepłukiwała go wrzątkiem z sodą, co jakoś nie chciało pomóc. Przed brodzikiem leżał zawsze mokry dywanik. Pani prała je co dzień i kładła suche, ale wystarczyło aby kilku gości wzięło prysznic, aby było kompletnie przemoczone. Bardziej by się sprawdziła mata szybkoschnąca.
Ale za to gorąca woda o każdej porze dnia i nocy.
3. Sprzęt turystyczny. Łóżeczko turystyczne dla dziecka - jest, ale nie da się go rozłożyć.
Brak leżaków, są trzy krzesełka turystyczne z oparciem i jeden parasol ogrodowy. Znalazłam w schowku chyba nowy parawan i przyznam się, że zakamuflowałam w tymczasowo naszym pokoju.

Zaniepokoiła mnie jeszcze jedna rzecz. Przez większość naszego pobytu ( 11 dni ) furtka na posesję była " zamykana " na drut w plastikowej osłonce, nakładany na wystający fragment furtki i ogrodzenia. Główne wejście do domu nie jest zamykane nawet na noc, więc teoretycznie po domu może kręcić się każdy. W czasie awarii zamka furtki, w nocy,  na teren posesji wchodziły osoby zbierające surowce wtórne i grzebały w śmietnikach.
Właśnie i jeszcze śmietniki, Opróżniane za rzadko, jak na tylu wczasowiczów, już po dwóch dniach były pełne, po trzech wysypywało się z nich....

Ogólne wrażenia?
Moja teoria spiskowa jest taka, że właściciele stali się posiadaczami części domu i postanowili go wynajmować turystom inwestując jak najmniej i chcąc na nim jak najszybciej zarabiać.
Pokoje zostały odświeżone chyba tylko przed pierwszym sezonem. Pomalowano je, dokonano niezbędnych drobnych napraw, na podłodze położono panele. W domu widać, że mieszkała w nim " złota rączka " i bardzo amatorskimi metodami dokonała różnych przeróbek.
Meble chyba zebrane po znajomych, już komuś nie potrzebne. Właściciele starali się je jakoś dobrać stylistycznie, no ale ciężko zrobić jeden komplet z kilkudziesięciu różnych mebli.
W oknach coś, co miało udawać zasłonki, czyli podwójnie złożone metry cienkiego materiału, nieco wystrzępionego.
Dużym minusem był brak stołów w pokojach, który miały zrekompensować różnego formatu biurka. Jakoś ciężko usiąść przy nich w trzy lub cztery osoby do posiłku, we dwie ujdzie.

Pierwszy raz byłam w miejscu gdzie wszystko było, tylko z większości rzeczy nie dało się korzystać.
Jeżeli miałabym polecić to miejsce to powody są cztery
- bardzo blisko morza
- przystępna cena
- bardzo sympatyczni właściciele
- w domku jest czysto

Idealna miejsce na weekendowy wypad nad morze, kiedy estetyka otoczenia nie ma dla nas dużego znaczenia.

Miejsce nie nadaje się dla rodzin z małymi dziećmi, no może na jedną noc

( link do oferty https://e-turysta.net/tanie-noclegi-gdansk-145881.html?idw=10113461-ov2 )

niedziela, 1 listopada 2015

Ciekawe co na to pani Lackberg...

Po kilku opasłych tomiszczach jakie ostatnio przeczytałam, szukałam w bibliotece czegoś lżejszego :) Zima nadchodzi a tu taki tytuł " Dziewczyna ze śniegiem we włosach ". Autorka Ninni Schulman. Nic mi to nazwisko nie mówiło. Nic dziwnego. Pod nazwiskiem informacja " debiut roku w Szwecji ". Na okładce z tyłu aż pięć pozytywnych recenzji.
Już dawno zauważyłam, że jakość i ilość pochlebstw jest wprost odwrotnie proporcjonalna do jakości literatury, która opisują. Tym bardziej, ze zazwyczaj są to ogólnikowe zwroty, jakie można napisać na każdej okładce.
Kiedy odeszłam od bibliotecznej lady, w oczy rzucił mi się napis w górnym prawym rogu. Czemu nie zauważyłam go wcześniej nie wiem, ale zirytował mnie niezmiernie: " taką powieść chciałaby napisać Camilla Lackberg. " Za to zdanie odpowiedzialny jest Boras Tidning szwedzki tabloid.
No cóż, pozostało mi przekonać się czego pani Camilla może pozazdrościć pani Ninni.
Książka zaczyna się obiecująco, o ile można tak powiedzieć kiedy kilka pierwszych kartek to opis morderstwa popełnionego na młodej dziewczynie w sylwestrową noc... no, ale w końcu to kryminał. W tym samym czasie na noworocznej imprezie bawi się córka państwa Losjo. Przynajmniej taką informację podała rodzicom wychodząc z domu, do którego już nigdy nie wróciła. Czy dziewczyna zamordowana w lesie i Hedda Losjo to ta sama dziewczyna? Czy policja zdąży zareagować zanim dojdzie do kolejnych zbrodni ? Intryga kryminalna ciekawa, choć jak na śledztwo dość senna. Miałam wrażenie, że policjanci snują się poddenerwowani, ale raczej własnymi rodzinnymi problemami.  Dużo więcej zaangażowania wykazuje dziennikarka, która wraca w rodzinne strony poukładać na nowo swoje życie i w prywatne śledztwo wciąga znajomego fotografa. Czy zaangażowanie wynika tylko z chęci napisania serii doskonałych artykułów czy Magdalena naprawdę przejęła się zbrodniami i przestępstwami, których została mimowolnym świadkiem, nie wiadomo.
Do wątku kryminalnego dorzucono romans i kilka średnio udanych portretów psychologicznych bohaterów.
Poza tym zastanawiam się czy pismak, który wymyślił slogan na okładkę kiedykolwiek sięgnął po książki Camilli Lackberg ? Czy czytał kryminały Mankella ? Jeżeli tak, to powinien zauważyć, że Ninni Schulman musiała inspirować się obojgiem autorów. Problematyka handlu kobietami, prostytucja nieletnich to wątek jakby wyjęty z książek mistrza szwedzkiego kryminału, nawet sposób wplecenia w fabułę podobny. Z kolei wścibska dziennikarka powracająca do miasteczka swojego dzieciństwa, próbująca pozbierać się po rozwodzie, wplątująca się w kolejną miłosną historię to jakby lustrzane odbicie postaci Eriki Falck stworzonej przez Lackberg.
Cała książka bardziej przypomina szkic do fajnej powieści, jest mało odkrywcza, raczej odtwórcza, chociaż autorka całkiem nieźle buduje napięcie i ma lekkie pióro.
Czy Camilla Lackberg chciałaby napisać taką książkę ? Biorąc pod uwagę, że jej debiut pisarski był znacznie bardziej udany,odpowiedzcie sobie sami...