czwartek, 6 kwietnia 2017

" Kiedy pozwolą Ci wybierać, ocal pamięć, synu Erechteja "

" Cykl anielski" sprawił, że uwierzyłam w anioły z krwi i kości. Rozsmakowałam się w prozie pani Mai Lidii Kosakowskiej i skusiłam się, aby spróbować innych jej przysmaków. Po całkiem zjadliwym "Takeshi" przyszła kolej na "Rudą sforę". I tym razem niestety czuję małą niestrawność. Jest to książka drogi i droga ta dłużyła mi się coraz bardziej im głębiej mnie prowadziła. A kiedy już dotarłam do końca, byłam znużona i zdezorientowana.
Powieść ta jest zaliczana do gatunku fantastyki. Ja bym ją raczej wpisała do do kanonu mitologii Jakutów, na której opiera się cała fabuła.  Chyba tylko dla tych ludów i znawców ich kultury, jest ona całkowicie zrozumiała. Jest to mitologia dość egzotyczna dla przeciętnego czytelnika, większość z nas nie wie nawet, że takie plemię istnieje. Zbyt wielka ilość niedopowiedzeń zostawia zbyt wiele miejsca dla wyobraźni, a i ta czasem nie nadąża.
Czkawką mi się odbiło powtórzenie motywu kilku niebios i zaginięcia Boga. Kto czytał " Cykl anielski " wie o co chodzi.
Postaci opisane są w najmniejszych szczegółach a mimo to są mdłe, nijakie.
Główny bohater - Ergis do końca trzęsie portkami. Owszem jest dzieckiem, ale został najpotężniejszym szamanem i przez 450 stron powieści nie umie się pogodzić z tą myślą.
Najważniejszy atrybut szamana czyli bęben występujący pod postacią konia zdaje się być bardziej zorganizowany od właściciela.
Towarzyszący im tupilak, często określany mianem durnego nie jest durny, raczej wystraszony i łatwowierny.
Spotkany po drodze pieśniarz ołoncho, heros, rwie się do walki wręcz ale bardzo szybko rezygnuje gdy w grę wchodzi odzyskanie pełni zdrowia i sił i przez połowę książki kombinuje jakby tu umrzeć z powodu wielkiego cierpienia. Co mu się w końcu udaje.
Jego ukochana, rozpieszczona córeczka tatusia, kobietka kokietka ma więcej hartu ducha niż przeznaczony jej przez los pieśniarz.
Najwięcej mojej  sympatii wzbudza Kikituk, niewielki stworek, duch opiekuńczy szamana, który zawsze ma pod łapką to co jest akurat potrzebne.
Nie ma w tej książce zbyt wiele akcji, nie ma klimatu. Nie ma pasjonującej historii. Jest jakieś straszne ale bliżej nieokreślone zagrożenie, ale nawet krwawo odmalowane nie wzbudziło we mnie grozy.
Ciekawe wątki potraktowane są po macoszemu i wyjaśnione w przypisach na końcu książki. Dziwny zabieg, ale tylko dzięki niemu książka się broni. Te kilkadziesiąt ostatnich stron, wśród których jest też i rozmowa Ergisa ze stwórcą pozwalają zrozumieć po co tyle czasu wędrowałam po ziemi i w zaświatach.
Puenta zawiera się w jednym zdaniu
" Kiedy pozwolą Ci wybierać, ocal pamięć, synu Erechteja "

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz