wtorek, 28 marca 2017

Jak

Czy Agnieszka jest lesbijką ? Czy ona sama to wie ? Kiedy ją pytam odpowiada, że raczej tak, ale nie wyklucza, że mogłaby pokochać mężczyznę, bo kocha się człowieka a nie płeć. Nie mówi „jestem lesbijką„ przynajmniej w domu. W jej pokoju leżą obrazki, grafiki, które sama wykonuje a ich treść jest jednoznaczna. Jestem lesbijką i nikomu nic do tego. Czy to oznacza, że zdeklarowała się wybierając opcje homoseksualną w ogóle, czy jest to wybór na dziś?
A może ona wie, a wobec mnie stopniuje tą wiedzę ? Na początku tak było. Powiedziała, że zakochała się w dziewczynie i tyle. To nie oznacza wyboru konkretnej orientacji. Powoli przemycała kolejne informacje, coraz częściej identyfikując się ze środowiskiem lesbijskim. 
Jak jest? Nie wiem. Ja mam nadzieję, że to opcja na dziś.

Nie umiem wyobrazić sobie codziennego życia w przyszłości, rodzinnych spotkań, kiedy Agnieszce towarzyszyć będzie kobieta. Czuję się niezręcznie patrząc jak dwie kobiety okazują sobie czułość. Teoretycznie niczym się to nie różni od bliskości między kobietą a mężczyzną, tyle, że mężczyznę zastępuje kobieta. To dla mnie dziwne, nienaturalne.  

Nie jest mi łatwo tolerować, nie umiem zaakceptować i nie wiem czy kiedykolwiek to się stanie.

Kiedy Agnieszka zakochała się w Julii, oczywiście wpis o tym pojawił się na facebooku, na Instagramie, może Twiterze i czort wie gdzie jeszcze. Z tych wszystkich mediów bywam tylko na tym pierwszym. To dziwne, bo nieraz nie jestem w stanie polubić treści, które publikuje moja córka, przecież gdyby była z mężczyzną nie miałabym z tym kłopotu… Większość jej, moich znajomych nie ma z tym problemu. Wiele osób gratulowało jej szczęścia, życzyło wytrwałości. Powędrowało do niej dużo ciepłych słów.
Wiele z tych osób jest rodzicami. Chciałam, żeby rozdając lajki i serduszka wyobrazili sobie, że robią to pod wpisem swojego dziecka. Ciekawe czy ich entuzjazm byłby równie wielki a gratulacje równie szczere ?

u mnie w folderze „ wiadomości „ cisza… 
nikomu nie przyszło do głowy zapytać jak się z tym czuję, jak sobie radzę.
wszyscy uznali, że jestem tak tolerancyjna, że to dla mnie nie był żaden problem?
a może uznali, że nie jest to istotne, bo każdy buduje własne życie, ma własne wybory i w pewnym momencie zdanie i uczucia matki przestają mieć znaczenie…
pozostaje pogodzić się z sytuacją, w ciszy, bo jak się okazuje, nikt nie chce słuchać…

Nie oczekiwałam współczucia, porad…
Nie oczekiwałam masowego napływu korespondencji…
Spodziewałam się, że napisze do mnie kilka osób, takich z którymi utrzymuję regularny kontakt.
Bałam się takiej konfrontacji, a jednocześnie chciałam poczuć, że kogoś to interesuje, jak ja sobie radzę. Nie żeby to miało coś zmienić, ale…
A może tak naprawdę, liczyłam, że nikt nie zapyta? Bo jeszcze nie umiem mówić o tym bez zażenowania ?
Trochę to schizofreniczne, ale trochę tak się czuję. 
Jestem szczęśliwa bo moje dziecko jest szczęśliwe a jednocześnie jestem nieszczęśliwa bo jest szczęśliwa z kimś z kim według mnie nie powinna…
Jestem rozdarta między jej szczęściem a moim żalem, rozczarowaniem ? To nie są dobre słowa, ale w tej chwili tylko one przychodzą mi do głowy. Nie jako rozczarowanie moim dzieckiem, tego nigdy nie czuję. 
*ten wpis powstał troszkę za późno, długo nie potrafiłam zebrać myśli, uporządkować uczuć. Chciałam wyrazić je słowami, jakoś zapisać, ale nie bardzo wiedziałam jak. 
to co napisałam chyba najlepiej oddaje stan moich uczuć.