sobota, 16 listopada 2013

Ale to już było *

Centrum miasta. Upał, palące słońce, hałas...
Nie wiem dlaczego właśnie wtedy wróciło do mnie pierwsze, najstarsze wspomnienie z dzieciństwa.
zniknęło na ponad trzydzieści lat.
Oszołomiona, zatrzymałam się i zamknęłam oczy. Zniknęła zakurzona ulica, słońce jakby straciło moc, czas się zatrzymał.

Znowu miałam cztery lata. Bawiłam się w pięknym, dużym ogrodzie. Pachniał i barwił się jesienią. Drzewa kojąco szumiały. Brodziłam w zasuszonych liściach. Każdy mój krok cudownie szeleścił. Czułam dziecięcą radość. Tyle kolorów, cichych szelestów i szumów, rozbłysków jesiennego słońca.
Pobiegłam do grupki dzieci, które robiły październikowy bukiet. Najpiękniejsze liście leżały zagrabione w jednym miejscu. Tworzyły niewielki pagórek. Podbiegliśmy tam. Każdy z nas chciał zdobyć niepowtarzalny listek.
Nagle sterta jakby delikatnie się poruszyła i zaszeleściła. Jedna z dziewczynek odskoczyła z piskiem. Zaszeleściło głośniej, liście obsypywały się na boki i zapadały do środka. Teraz już wszyscy byliśmy trochę wystraszeni i odsuwaliśmy się powoli do tyłu. Blisko ziemi pojawiła się niewielka szczelina... a w niej maleńki, szarobrązowy pyszczek. Widać było śmiesznie drgający nosek i bystre oczka. Otwór się powiększył i naszym oczom ukazał się kolczasty właściciel pyszczka. Chyba nie był zadowolony z tej przerwy w jesiennej drzemce. Zwinął się w kulkę i nastroszył w kolce. Zastygł w bezruchu, podobnie jak my.
Dziecięcy strach wypuszczał nas ze swoich objęć. Na naszych twarzach pojawiły się radosne uśmiechy, oczy nam błyszczały z podekscytowania. Delikatnie i cichutko kucnęliśmy dookoła stworzonka, które znaliśmy tylko z bajek i szeptaliśmy zachwyceni. Po dłuższej chwili jeż poczuł się bezpiecznie. Nasza adoracja nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Zrezygnował ze swojej asekuracyjnej pozy, znowu pokazał nam pyszczek i statecznym, powolnym krokiem oddalił się szukając bezpiecznego schronienia. A my - oszołomieni i radośni, rozszczebiotani biegliśmy przez ogród. Każdy z nas chciał pierwszy opowiedzieć pani przedszkolance o niezwykłym mieszkańcu pagórka.

Zdałam sobie sprawę, że stoję na środku chodnika w centrum miasta, a żar leje się z nieba. Poczułam się jakbym była wyrwana z magicznego snu. Tylko śmiech dzieci rozbrzmiewał nadal. Biegały niedaleko, czekając z mamą na autobus. Lizały lody i robiły mnóstwo radosnego, beztroskiego hałasu.

W tak zadziwiający sposób odnalazłam najwcześniejsze wspomnienie mojego dzieciństwa. Czasem załopoce koło mojego serca i znowu na chwile staje się czterolatką, która biegnie na spotkanie tajemniczego mieszkańca przedszkolnego ogrodu.


* opowiadanie kiedyś zamieściłam na blogu zatytułowanym " Rozmowy z muszelkami " prowadziłam go bardzo krótko. Ta wersja jest trochę zmodyfikowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz