Podoba mi się jej sposób pisania, odpowiadają tematy, które porusza.
Czasem na Blogu Kurki jest refleksyjnie, bywa nawet smutno, ale najczęściej jest wesoło.
Nie wiem jaką magię roztacza Ania, ale jej blog " Kura pazurem " stał się jednocześnie klubem dyskusyjnym. Na początku pojawiło się kilku czytelników nieśmiało dopisujących swoje uwagi pod postami. Stopniowo powstała spora grupa komentatorów, sympatyków, dyskutantów.
Kiedy siadam przed monitorem i zaglądam do Kury czuję się jakbym wyskoczyła na kawę z grupą dobrych znajomych. Rozmowa jest równie ważna jak kolejne wpisy, tym bardziej, ze autorka sama bierze w niej czynny udział.
Niektórym uczestnikom tych zajmujących dyskusji udaje się spotkać w tak zwanym realu.Wtedy pojawiają się wspominki, fotorelacje, a inni troszkę zazdroszczą.
Kurka od czasu do czasu ogłasza konkurs literacki. Wtedy w jury zasiada jej Mężuś i Jajo.
Werdykty wydawane są, jak pisze Ania bo burzliwych naradach. Decydują emocje. Czasem siła uczuć wygrywa z merytoryczną wypowiedzią :) jest to bardzo miłe. Każdy ma coś ważnego do powiedzenia i każdy może to zrobić po swojemu.
Największe zaskoczenie kurkowego bloga? Nasza :) Kurka napisała zbiór opowiadań, który został wydany drukiem i znowu był dodrukowany.
W tym momencie nie wiem, czy o autorce książek można mówić Kura, czy pieszczotliwie Kurka nawet. Może nawet Ania będzie zbyt poufałe :)
Autorka książek, nie dlatego że dodruk był, tylko dlatego, że dość szybko po swoim debiucie " Żółta tabletka " pani Anna Sakowicz wydała powieść " Złodziejka marzeń ".
W naszym klubiku dyskusyjnym zawrzało od gratulacji i pochwalnych recenzji. Osobiście jeszcze nie zerknęłam do żadnej z książek Ani, ale wpisane są na liście zakupów :)
I w związku z wydaniem drugiej książki, Anna ogłosiła konkurs.
http://kuradomowa.blogujaca.pl/2014/10/03/jest-ksiazka-jest-konkurs/
W mojej głowie coś kliknęło i opowiadanie na konkurs się samo napisało. Po raz pierwszy wzięłam udział w konkursie jakby nie było, literackim. Tylko te tysiąc znaków... Ile to jest tekstu?
Pisałam i w trakcie wyrzucałam minimum połowę tego co jeszcze chciałam dopisać.
Napisałam odetchnęłam, zerknęłam i pomyślałam, nie jest tak źle, nie wygląda na za długi :)
Kliknęłam wyślij....
Poszło....
Raz kozie śmierć...
Po kilku dniach są wyniki :)
http://kuradomowa.blogujaca.pl/2014/10/12/wyniki-konkursu/
Mnie najbardziej spodobał się tekst Doroty P. Chwycił mnie za serce. Tak łatwo odebrać komuś marzenia.
Pewnie, że miło by było wygrać, bo chyba każdy kto zdecydował się coś skrobnąć do Kurki, trochę liczył na to. Ale dla mnie ważny był fakt, że pierwszy raz zdecydowałam się pokazać moje skrobanie komuś innemu niż ja sama. Tym bardziej, że temat od razu zaiskrzył.
Stremowana poprosiłam Anię o prywatną opinię na temat mojej pracy konkursowej. Bardzo się ucieszyłam, że była pozytywna. Anna zachęciła mnie do rozbudowania fabuły, uważa że mogłoby wyjść z tego całkiem fajne opowiadanie. W założeniu nie powinno to być trudne, musiałabym dopisać głównie to, co wcześniej ograniczając tekst do tysiąca znaków, wyrzuciłam.
No właśnie... tysiąc znaków. Nawet gdybym napisała najlepszą pracę i tak nie mogłabym wygrać bo mój tekst zawierał bagatela ponad CZTERYTYSIACEZNAKÓW :)
Należą się podziękowania Ani, że biorąc do ręki tekst i obrzucając go wprawnym okiem, zechciała go przeczytać mimo, ze objętościowo był cztery razy dłuższy niż pozostałe. Dziękuje tez za recenzję i zachętę do dalszego skrobania.
Na razie na pamiątkę zamieszczam tu mój tekst. Kto wie, może uda mi się zrealizować propozycję Anny?
Tekst na konkurs „Czy i jak można ukraść marzenia?”
Choć rodzice wychowywali ją rozsądnie i rygorystycznie, miała prawie
wszystko. Na podarunki, których chęć posiadania wynikała jedynie z
kaprysu lub mody musiała poczekać trzydzieści dni. Był to czas, aby
mogła przekonać się, czy nadal pragnie jakiegoś przedmiotu lub czy moda
na niego już nie przeminęła. Taką zasadę stosowali rodzice do każdego z
czwórki swoich dzieci.
Była ładna.
Uwagę zwracały jej intensywnie niebieskie oczy kontrastujące z ciemnymi
włosami i z zawsze lekko opaloną cerą. Nie miała figury modelki, ale
jej ciało było ukształtowane proporcjonalnie. Kiedy się uśmiechała
stawała się piękna. Jej oczy jaśniały wtedy wewnętrznym blaskiem. Nie
była zarozumiała,nie obnosiła się ze swoją zamożnością ale też nie
miała w zwyczaju spoufalania się.
Te cechy sprawiały,że
odnoszoną się do niej z sympatią. Miała grono dobrych znajomych
Zapraszano ją na większość organizowanych przyjęć, potańcówek,
koncertów....
Mijał dzień za dniem. Anna bawiła się, uczyła, działała jako wolontariusz, czasem pomagała ojcu w prowadzeniu firmy.
Dwudzieste
piąte urodziny to był dla niej dzień szczególny. Zgodnie z rodzinną
tradycją, po przyjęciu urodzinowym musiała wyprowadzić się z domu i
rozpocząć samodzielne życie. Luksusowy loft był prezentem od rodziców z
okazji tego wyjątkowego jubileuszu.
Anna zamieszkała sama, ukończyła prestiżowe studia, rozpoczęła pracę w
renomowanej firmie.Pół roku później, zdała sobie sprawę, że nie ma
marzeń. To co potrzebne jej było w codziennym życiu, od zawsze miała
niemal na wyciągniecie ręki. Zwiedziła wiele przecudnych zakątków na
całym świecie. Nie pragnęła być gwiazdą, celebrytką ani utytułowanym
sportowcem czy naukowcem. Jej życie było pełne i puste jednocześnie.
Wszyscy znani jej ludzie mieli jakieś cele, pragnienia.Poczuła, że
wpadła w sidła, które zaciskają się coraz mocniej, pozostawiając coraz
mniej wolnej przestrzeni nawet do oddychania. Żyła, ale po co?
Wtedy postanowiła, że zostanie złodziejką marzeń. Musiała mieć jakiś
cel w życiu. Zaczęła obserwować czego pragną ludzie z osiedla, z pracy z
siłowni...
Najpierw ukradła marzenie o posiadaniu roweru.
Co dzień przed witryną sklepu rowerowego spotykała chłopca, który z
zachwytem obserwował przez szybę wymarzony jednoślad. Od roku zbierał na
niego pieniądze. Pewnego dnia Anna kupiła ten rower. Patrząc chłopcu w
oczy odjechała na jego wymarzonym Mongoosem.
Przez chwile poczuła jak jego marzenie się spełnia dla niej, serce
zabiło jej szybciej na kilka chwil. Po godzinie czuła się równie
niespełniona jak wcześniej. Nigdy więcej nie spotkała tego chłopca.
Kolejną
ofiarą była koleżanka z pracy. Dziewczyna marzyła o rejsie dookoła
świata. Była realistką, żeby spełnić swoje marzenie musiałaby dostać
ogromny spadek, a na to szans również nie było. Ze zdumieniem i żalem
patrzyła na Annę, która przyszła do biura pożegnać się przed
wypłynięciem w rejs dookoła świata. Anna wymachiwała biletami na statek a
dziewczyna stawała się coraz smutniejsza. Jej łzy były nagrodą dla Anny
za odebrane marzenie .Przez kilka dni zanim nie wsiadła na luksusowy
jacht czuła, że ma cel, marzenie, potem poczucie niespełnienia wróciło.
Nigdy też nie spotkała tamtej dziewczyny.
Na swojej dawnej
uczelni pojawiła się z okazji jubileuszu istnienia tej instytucji.
Kilka dni później pracowała na niej w charakterze wykładowcy dla
niższych roczników. W popularnym tygodniku przeczytała, że stanowisko o
które zabiegał ogólnie lubiany i podziwiany i samotny doktor zdobyła
młoda, niedoświadczona kobieta. Doktor zrezygnował z pracy na uczelni i
wkrótce zamieszkał w domu spokojnej starości. Po roku był
zniedołężniałym dziadziuniem a Anna już od kilku miesięcy nie pojawiała
się na uczelni.
Kolejne złodziejskie akty cieszyły ją raz
krócej , raz dłużej. Ale zawsze okazywało się, że spełniony cel
pogłębiał pustkę w jej duszy a Anna znowu zostawała z niczym.
Kiedy
ukradła siostrze marzenia o życiu z ukochanym nie spodziewała się, że
już do końca życia będzie miała prawdziwe marzenie. Że wreszcie w jej
życiu pojawi się cel.
Ślub z narzeczonym siostry był
zjawiskowy, wesele nadzwyczajne. Pan młody zapomniał już o poprzedniej
wybrance, a zresztą kto by miał czas pamiętać o zrozpaczonej
dziewczynie, która wybrała życie z daleka od cywilizacji, na jakiś
dalekich misjach i od miesięcy nikt od niej nie miał już wiadomości.
Niby wszystko szło jak dawniej. marzenie zostało ukradzione, spełnione.
Okazało się, że wybór takiego męża to był strzał w dziesiątkę. Anna go
pokochała i rozkochała w sobie. Powinna czuć pustkę, przecież znowu
czekają ją jałowe dni bez marzeń, ale tak się nie stało. Po raz pierwszy
w sercu Anny narodziło się marzenie, jej własne marzenie. Pragnęła
urodzić dziecko. Nie wiedziała, że będzie to marzenie pielęgnować wiele
lat, aż minie czas, kiedy mogłaby zostać matką. Nie zostanie matką, ale
przecież ma marzenie, czyż nie o to chodziło?
Wow! Dziękuję za tak ciepłe słowa. :) :) Ale się cieszę. :)
OdpowiedzUsuńA Ty pisz, nie zwlekaj.
Bardzo proszę i ja dziękuję za miłe słowo i zachętę
UsuńTeż jestem czytelniczką Kury i mam podobne odczucia. Zawsze się zastanawiam, o czym tym razem napisze. To jeden z niewielu blogów, gdzie jest tak różna tematyka. To mi się w nim chyba najbardziej podoba. A do tego autorka to po prostu fajna osoba, ale nie będę jej tu zbytnio chwalić, żeby nie stroszyła piórek. :D
OdpowiedzUsuńWitam :) Dziękuję za pierwszy komentarz i mam nadzieję, ze lektura była przyjemna.
UsuńPisałam, że u Ani jest jak w kawiarence, wiele osób spotyka się co dzień :) widywałam Panią i nawet zdarza mi się podejrzeć Pani wpisy :) Jak komentuje coś u Ani to przedstawiam się jako Aleksandra.