Wyprowadzając się z Warszawy, częściowo skazaliśmy się na banicję. Nie znaliśmy tu nikogo. Dojazd do pracy zajmował półtorej godziny.
Marzyłam o drugim dziecku. Zdawałam sobie sprawę, że będziemy zdani tylko na siebie.
Mama Szefa aktywna zawodowo, na godzinowo sztywnym etacie, cały czas pod presją humorów szefa i zagrażających redukcji etatów. Było jasne, że maluchem się nie zajmie.
Tata Szefa, mógłby pracować na zmiany i wymieniać się z nami, ale czy nie byłoby to zbyt duże obciążenie dla niego? Opieka nad wnuczką od siódmej rano przez pięć godzin, a potem osiem godzin w pracy.
Moja mama pomaga siostrze. Jeździ do niej cztery razy w tygodniu i opiekuje się dwójką maluchów, kiedy siostra jest w pracy, albo kiedy musi odespać dyżur.
Mój tata nie mieszka w Polsce, a nawet gdyby...obawiam się, że nie byłby najlepszym opiekunem dla dziecka.
Kiedy planowaliśmy ciążę, a potem kiedy już nosiłam pod sercem naszą córkę, wiedziałam że będę musiała wrócić do pracy jak mała skończy rok. I tak dobrze wyszło bo urodziłam w momencie, który pozwolił mi skorzystać z rocznego płatnego urlopu macierzyńskiego.
Wykorzystałam też cały urlop wypoczynkowy.
I gdyby nie kredyt na mieszkanie, mogłabym z małą zostać w domu, aż skończy trzy lata i pójdzie do przedszkola. Wzięłabym urlop bezpłatny. Byłoby baaardzo skromnie, ale dalibyśmy radę. To by było tylko półtora roku.
Próbowaliśmy dowiedzieć się w banku, jakie są możliwości zawieszenia kredytu, ewentualnie zmniejszenia rat. Niestety, oferta banku nas nie ratuje.
Więc żłobek...
Wiedziałam od początku, że nie da się inaczej, choć jakaś nutka nadziei drzemała we mnie, że może jednak wydarzy się coś, co pozwoli aby mała została jeszcze w domu, chociaż pół roku...
Niestety, nikt z nas nie dostał spadku, nie wygrał w lotto...
Pozostało wybrać placówkę, w której malutka będzie miała jak najlepszą opiekę.
Warszawa odpadła od razu. Państwowa placówka nam nie przysługuje, a nawet gdyby to listy rezerwowe do najkrótszych nie należą. W placówkach prywatnych ceny zjadłyby 3/4 mojej pensji. I co dzień rano pobudka najpóźniej o 6 rano.
Zostały więc żłobki w naszej okolicy. Bardzo podobał mi się " Tumiraj ". Mijałam go nieraz w czasie spacerów. Ładny budynek, duże podwórko, wybieg dla kóz i świń. Własna szklarnia. I opinie ma dobre... Nie prowadzą naboru na ten rok :(
Dowiedziałam się, że znajoma znajomej prowadzi kameralny żłobek " Gumisie ". Rozmowa telefoniczna nastawiła mnie pozytywnie.
Ośmioro dzieci. Dwie panie z wieloletnim doświadczeniem i stażystka. Sala do zabaw, sypialnia wyposażona w leżaki i łóżeczka ze szczebelkami, jadalnia z kuchnią, łazienka, duży hol z szatnią i ogrodzony ogródek w którym dzieci mogą bawić się. Nie najbliżej, ale też nie bardzo daleko. Dwadzieścia minut od domu na piechotę.
Umówiłam się na spotkanie.
Właścicielki akurat nie było, została pilnie wezwana do urzędu.
Wpuściła mnie opiekunka. Weszłam do sporego, czystego holu, w którym było miejsce na pozostawienie okryć wierzchnich. W rogu stały przewijaki. Na ścianach wesołe naklejki. Sala do zabaw przyjemna choć skromna....I nagle zobaczyłam coś co wstrząsnęło mną do głębi. W kącie góra pluszaków, wyglądają na często eksploatowane. Na tej stercie.... śpi dziecko. Wygląda jakby usnęło tam gdzie padło. Spędzam tam jeszcze kilkanaście minut, mimo, że obraz śpiącego chłopca nie daje mi spokoju.
W tle słychać radio, nawet nie w tle, słychać je całkiem dobrze. Może nie powiedziałabym, że jest głośno, ale nie wiele brakuje.
Po południu spotykam się z właścicielką żłobka. Informuję ją, że mimo, że placówka robi dobre wrażenie, to nie wyobrażam sobie, aby moje dziecko spało gdziekolwiek uśnie. Że mam wątpliwości co do sprawowanej opieki nad dziećmi.
Okazuje się, że dziecko podobnie ma w domu, śpi kiedy i gdzie ma ochotę, próby przeniesienia go do łóżka zazwyczaj kończą się histerią. W żłobku opiekunkom udaje się przenieść go z podłogi na stertę pluszaków...
Mają pisemną zgodę od rodziców na to, aby dziecko spało jak i gdzie chce.
Mimo wszystko obdzwaniam jeszcze kilka żłobków w okolicy. Grupy liczniejsze, czesne droższe, duże opłaty wpisowe, brak dofinansowań. Nie ukrywam, ze kwestia finansowa ma tez duże znaczenie.
Decydujemy się na kilka dni próbnych w Gumisiach ...
Czy ja dobrze robię ? Czy nie mam innego wyjścia? Żłobek kojarzy mi się ze złem koniecznym. Ciągle mam wrażenie, ze odbieram córeczce coś cennego, czego nic jej nie wynagrodzi.
W dzisiejszych czasach żłobek staje się koniecznością. Znam kilka mam bardzo zadowolonych z tej instytucji, podobno dziecko staje się bardziej otwarte. Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńWitaj Agnieszko :) miło mi, że do mnie zajrzałaś i podzieliłaś się swoją opinią. Uważam bardzo podobnie.... tylko w odniesieniu do przedszkola, według mnie dziecko do drugiego roku życia powinno być w domu z rodzicami, a sposobów na spędzanie czasu z innymi dziećmi jest mnóstwo, place zabaw, kluby dla mam, sale zabaw, domy kultury itd... dziecko stopniowo w naturalny sposób lgnie do innych dzieci, coraz częściej oddala się od mamy, ale jest ona w zasięgu jego wzroku :)
Usuń