środa, 16 września 2015

Zwyczajnie

W związku z wyzwaniem  http://rudymspojrzeniemnaswiat.blogspot.com/2014/11/czytamy-literature-skandynawska-i.html wypożyczyłam tym razem coś z klimatów islandzkich. Literatura tego kraju jest mi zupełnie obca, więc mogłam opierać się tylko na opisie książki zamieszczonym na okładce.
Z opisu tego wynikało, że Arnaldur Indridason jest nazywany islandzkim Mankellem.
Zazwyczaj takie porównania są chybione. W tym przypadku też jest to trochę zawyżona ocena. Powiedziałabym raczej, że być może Arnaldur inspiruje się książkami szwedzkiego pisarza.

Komisarz policji Erlendur Sveinsson jest doświadczonym policjantem, ma około pięćdziesięciu lat, sporą nadwagę i nie dba o swoje zdrowie. Jest samotny. Rozwiedziony, ma dwójkę dzieci, syna i córkę. On jest alkoholikiem, ona narkomanką.

Intrygujące zagadki kryminalne przeplatają się z wątkami dotyczącymi życia prywatnego komisarza, czasem jego znajomych i rodziny.
" Kryminalna " część jest świetna, część " prywatna " bywa nużąca.

Przeczytałam dwie pierwsze części cyklu " W bagnie " i " Grobowa cisza ". Sięgnę po następne, bo dobrze się czyta choć czasami troszkę zgrzyta .

2 komentarze:

  1. A mi Indridasson przypadł do gustu, chociaż jego życie kojarzy mi sie z trochę mroczną Islandią.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem prawie nic na temat tego pisarza, ale może w takim razie warto zapoznać się nie tylko z książkami

    OdpowiedzUsuń