poniedziałek, 19 października 2015

Szaro

Najpotężniejszy Mag nosi imię Szaro . Ma wiele wcieleń.
Najczęściej widuję go w postaci maleńkiego pyłku kurzu. Osiada na meblach kilka sekund po tym, jak skończę je polerować. Pląta się też czasem pod nogami. Wygląda wtedy tak nieporadnie, ot zwykły kłaczek. Bywa nawet nazywany kotem, bo niby taki puchaty i szary.
Czasem wpadnie do mojego domu bez zapowiedzi, nawet nie wiadomo skąd. Przeleci jak huragan, zawinie ogonem...a kitę ma okazałą. Jakoś szaro się wtedy robi. Nie pozostaje nic innego jak spuścić nos na kwintę. Trochę to trwa zanim ktoś się zorientuje że wielki Mag już dawno poleciał gdzie indziej.
Niestety od czasu do czasu Szaro lubi sobie zaszaleć. W niczym nie przypomina już pyłku czy kłaczka ani nawet porywu huraganu. Mam wrażenie, że jest wszędzie. Rozciąga się i rozpościera wielkie skrzydła zasłaniając całe niebo. Wiele godzin albo dni może trwać zanim Mag Słońca przepędzi go ukłuciami swoich promieni.
Ale najgorzej jest, kiedy wychodzi z jakiegoś zakamarka. Wypełza powoli. Malutki, delikatny cień. Spokojnie rusza w moją stronę. Wyczuwa mój niepokój i to dodaje mu sił. Kłębi się dookoła, puchnie, rośnie. Dotyka sufitu. Wtedy z kłębów szarości wynurza się paskudny łeb. Oczy ma wielkie i smutne jak baset, niestety próżno w nich szukać psiej łagodności. To otchłań smutku. Pysk, który ciągle drga, jakby nie mógł się zdecydować czy woli być pełen zmarszczek czy gładki jak tafla lodu. Nos zaczerwieniony, zakatarzony od ciągłego płaczu.Z paszczy wystają kły. Wyglądają jakby bez trudu mogły rozszarpać serce.Jestem już tak przerażona, że ciężko mi się bronić. Patrzę jak Szaro spomiędzy kłębiastego cielska wysuwa łapy. Są ogromne i potężne. Jakby każda ważyła kilka ton. Wypatruję pazurów, ale uświadamiam sobie, że przy tej sile i masie są zupełnie zbędne.
Szaro pochyla się nade mną, i mimo że nic nie waży, przytłacza mnie. Kładzie swoje wielkie łapska na moich barkach i przygniata mnie coraz mocniej do ziemi. Kłapie zębami wyskubując po kawalątku moje serce, swoim obrzydliwym robaczywym jęzorem smakuje moją duszę.
Całą siłą woli staram się zapomnieć choć na kilka sekund, że tu jest i tak mnie stłamsił. Uciekam w świat wspomnień. Oczyma wyobraźni widzę moje córki. Śpią spokojnie w swoich łóżkach. Zdrowe, całe i bezpieczne. Takie piękne. Uśmiechają się przez sen.Te kilka sekund wystarcza aby Szaro zaczął się wycofywać. Szczęście i bezpieczeństwo dziecka to dla niego najsilniejsza magia. Wtedy już spokojniej mogę przywoływać kolejne obrazy, tylko szczęśliwe wspomnienia. Czasem Szaro poddaje się szybko, czasem trzyma mnie w uścisku kilka dni.
Kiedy poczuję, że zniknął na dobre, jeszcze jakiś czas rozglądam się dookoła, czy tylko nie przyczaił się gdzieś w ukryciu i cieszę się kiedy na meblach znajdę pyłek kurzu. Być może, to znak, ze Szaro jeszcze długo nie nabierze ochoty na następne zapasy.



tekst powstał z natchnienia jesiennego wyzwania blogowego



http://mocnagrupablogerow.pl/jesienne-wyzwanie-blogowe/szaro/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz